poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 11 "Miłość przychodzi niespodziewanie"


 Usiadłam obok klifu. Dlaczego na tym świecie istnieją tacy durni ludz... stwory! Jego nie można nazwać człowiekiem, bo jest nefilim to po pierwsze, a po drugie jest okropny. Zapaliłam papierosa. Wiatr zawracał dym, który leciał mi na twarz. Kichnęłam. Niektórzy uważają, że moje kichanie jest słodkie, że kicham jak mały piesek. Może i tak. Otarłam łzy. Policzki miałam już suche, ale oczy nadal mokre. Nie wzięłam nic oprócz fajek i zapalniczki. Czułam, że przez te nerwy skrzydła pod skórą mi drżą i chcą się wydostać. Rozejrzałam się po plaży. Jako jedna z nielicznych była nie zanieczyszczona, woda była przezroczysta.  Stało tu stare, nie długie molo z drewnianą budką. Pewnie, kiedyś to miejsce nie było puste, ale ze względu na nie łatwą drogę przestało funkcjonować. Było ciemno. Jedyny blask dawał srebrny sierp księżyca. Co jeszcze szczęśliwego spotka mnie tej nocy? Najpierw przerwany, niedokończony pocałunek mój i Daniela i ta scenka w kuchni z tą rudowłosą dupą i Chase'm. A najgorsze z tego wszystkiego jest męczenie się z myślami dotyczącymi moich uczuć, wobec blondasa. Czy mogłabym go kochać? A nawet jeśli to czy Archaniołowie już o tym wiedzą? Czy to prawda, że jeśli anioł pokocha człowieka, to odbiorą mu skrzydła. To chore. Nie mogę kochać chłopaka w ten sposób, jeśli jest człowiekiem, a mogę kochać kolesia, który hipotetycznie jest moim wrogiem?! Mam wrażenie, że te wszystkie zasady dotyczące aniołów są dziwne! Kolejna fala łez. Miałam ochotę krzyczeć do archaniołów, aby zobaczyli do czego te ich zasady mnie doprowadziły. Do tego, że moje serce kłóci się z rozumem, w kwestii miłości, a ja nie wiem które wybrać. Rozum krzyczy: "Lub, ale nie kochaj", a serce: "Kochaj i przyznaj się do tego!". Przeszywało mnie dziwne odczucie w całym ciele. A jeżeli to prawda i ja go, no ten. Archaniołowie mogą już o tym wiedzieć, to dlaczego nic nie robią? Znam kolesia, który był aniołem ale przez to, że zakochał się w śmiertelniczce odebrali mu skrzydła i stał się upadłym aniołem. Co prawda oni nadal są razem, ale ona nie zdaje sobie sprawy z tego, że gdy umrze jej ukochany nie będzie mógł pójść z nią na drugą stronę. Są razem od niemal dziesięciu lat. Zresztą nie ważne. Siedziałam załzawiona na piasku. Nie liczył się czas. Nie liczył się powód, dla którego tu przyleciałam. Chciałam pozostać sama, chciałam odejść od kłopotów. Ale kłopoty przyszły same do mnie.
-Wszystko w porządku? - Usłyszałam dobrze znany mi głos. Głos osoby, o której myślę od wieczora. Uniosłam załzawione oczy. Ukucnął przede mną z zarazem smutną jak i zmartwioną miną. Co on tu w ogóle robi? Skąd zna to miejsce?
-Tak, jasne trochę - Mruknęłam smutno ocierając oczy rękawem. Przełknęłam ślinę patrząc w jego czekoladowe oczka. Usiadł koło mnie i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerywały jedynie dźwięki owadów i szum oceanu. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Serce biło mi mocno, za mocno.
-Alex - Mruknął, po jakimś czasie - przepraszam, za to co stało się wieczorem.
-Nie ważne - Powiedziałam cicho - to też po części moja wina. Lepiej będzie jeśli o tym zapomnimy.
-Zapomnimy - Powtórzył cicho, ale wiedziałam doskonale o czym myśli. Nie musiałam czytać jego myśli, wystarczyło że spojrzałam na jego uroczą twarz i to wyczytałam. Nie chciał zapominać, nawet jeśli do niczego nie doszło. O nie, już za późno. On coś do mnie czuję, nie mówię że się zakochał, ale coś czuję. Uśmiechnęłam się blado i znów nastała cisza. Nie wiedziałam, która jest godzina, ale wiem że późna. Odchrząknął, spojrzałam na niego omijając czekoladowe oczka i malinowe usta.
-To co tu robisz? - Zapytał nie pewnie. Wszystko byle zagłuszyć moje myśli i ciszę.
-Em, powiedzmy że pokłóciłam się z Chase'm i muszę to odreagować - Szepnęłam - a ty? Nastąpiła cisza, ale widziałam że nie zastanawia co odpowiedzieć.
-Mam podobnie, bo pokłóciłem się z Justinem - Skłamał. Wiedziałam, że kłamie ale nie mam zamiaru się go czepiać. - a od dawna tu jesteś?
-Nie mam pojęcia, ale na oko kilka godzin.
-Aha. A skąd znasz to miejsce?
-Jakiś czas temu przypadkiem przela... - Zaczęłam, ale się zatrzymałam - to znaczy przechodząc znalazłam się tu.
Uniosłam lekko usta. I znów cisza. Kątem oka zerknęłam na nasze dłonie. Dzieliły je tylko milimetry, od styknięcia się. Coś kazało mi położyć dłoń bliżej, ale powstrzymałam tę chęć i tak bym go nie poczuła. Odwróciłam źrenice z powrotem na błękitny Pacyfik. Poczułam jednak, że blondyn przybliża się do mnie. Serce zabiło mi jeszcze bardziej, gdy nasze palce się dotknęły. Mimo, że nie czułam jego dotyku wyobraziłam go sobie. Udałam, że nic nie czuję, ale to kłamstwo. Prawda jest taka, że coś czuję. Czuję coś do Daniela. Może nawet coś TAKIEGO, ale nie wiem czy to miłość. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w nocne dźwięki. Otworzyłam oczy i odwróciłam głowę w stronę Daniela. Siedział teraz przygnębiony, podpierając się rękoma.
-Co się stało? - Zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie smutny. Nasz wzrok się spotkał. Przełknęłam ślinę. Odwrócił głowę.
-Jestem głupi - Burknął. Otworzyłam usta, aby to zripostować, ale się powstrzymałam - to mnie przerasta. - Co go może przerastać? Kolesia, który ma sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu.
-Ale co? - Zapytałam.
-To - Usłyszałam jego głos. Potem moje serce zabiło mocniej. Pocałował mnie! Mimo, że nie czułam dotyku jego warg przeszedł mnie gorący dreszcz. Zamrugałam kilka razy szybko. To się działo tak szybko, za szybko. Chciałam to odwzajemnić, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt sparaliżowana. Jego usta oddaliły się ode mnie. Zamrugałam jeszcze kilka razy. Odsunął się trochę i odwrócił się do mnie plecami.
-Przepraszam - Powiedział - mówiłem, że jestem głupi.
Siedziałam jak wryta. Musnęłam palcami moje wargi. Nadal mrowiły. Spojrzałam na niego. Nadal siedział odwrócony do mnie plecami. Serce: "Pocałuj jeszcze raz", rozum: "Serce zamknij się, lepiej by było żeby to się nie zdarzyło". Nie denerwujcie mnie, szepnęłam w myślach do wiecznie skłóconych. Serce biło jak oszalałe, a rozum wariował. Z trudem doszłam na czworakach do Daniela. Usiadłam koło niego, ale on odwrócił smutny wzrok w przeciwną stronę. Skrzydła pod skórą mi drżały, bo z wrażenia chciały lecieć.
-Wcale, że nie - Powiedziałam siadając obok niego. Dotknęłam ręką jego ramienia. Poczułam jak lekko zadrżał. Nie patrzył na mnie, nie odzywał się. Błagam was, dopiero co się szkoła skoczyła, a ja już borykam się z problemem sercowym. Próbowałam dostrzec jego wzrok. Patrzył pusto w las, który dzielił plażę od reszty cywilizacji. Spojrzałam na niego. Był... dziwny. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć ale mi przerwał.
-Czy to prawda, że ty i Chase nie zerwaliście? - Zapytał prosto z mostu. Zastanowiłam się nad tym. Hipotetycznie to, rzeczywiście z ust żadnego z nas nie padły słowa, że to koniec, ale umarłam, a on zaczął uganiać się za innymi dziewczynami. Ale jak mam to wytłumaczyć Danielowi? Skłamać? Może to będzie najlepszy sposób.
- Nie - Zaprzeczyłam - to nie prawda. Zerwaliśmy już dość dawno, tyle że jemu to ciężko do świadomości przyjąć - Powiedziałam. Był w tym gram prawdy. Przypomniało mi się jak kiedyś się rozstaliśmy na jakiś czas, ale on nie umiał tego zaakceptować i ciągle mnie wkurzał.
Nic nie odpowiedział.
- I już od dawna nic do niego nie czuję - Dodałam cicho. Dopiero wtedy jego wzrok padł na mnie. Wzrok, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Jego oczy lekko zaszklone błyszczały w słabym świetle księżyca, który zaczęły zasłaniać ciemne chmury. Przestałam myśleć o archaniołach. Usiadłam bliżej. Tak blisko, że dzieliło nas parę centymetrów. Odruchowo cofnęłam się jeszcze o parę. Dzieliło nas jakieś dziesięć centymetrów.  Nie mogłam patrzeć w jego oczy, bo bym oszalała, więc odwróciłam wzrok i wlepiłam go w błękitny  ocean.  Nie mogłam na nie go patrzeć. Nie dlatego, że go nie lubię, tylko dlatego że czułam, że jeśli jeszcze raz spojrzę w te brązowe oczka rzucę się na niego. Tak wiem dziwnie to brzmi, ale moje serce zagłusza rozum. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić.  Z jednej strony moglibyśmy spróbować, ale przeraża mnie perspektywa utraty skrzydeł. Nawet nie tyle samego stanowiska, co bólu związanego z odarciem. A z drugiej strony, boje się że gdybyśmy spróbowali, a coś by nie wyszło, mogła by się skończyć nasza przyjaźń, i to mnie również przeraża. Jestem między młotem, a kowadłem.
*Daniel*

 Co ja głupi zrobiłem?! Ale ze mnie kretyn. Po co ją pocałowałem.   No, ale z innej beczki dotyk jej warg był nieziemski. Poczułem jakbym nie całował człowieka, tylko jakieś… jakiegoś anioła. Kocham ją, ale nie wiem czy ona też coś do mnie czuję, a ja boję się właśnie tego. Ta miłość jest taka głupia. Spojrzałem na nią.  Jej piękne niebieskie oczy były wpatrzone w ocean. Długie blond włosy latały na wietrze.  Przełknąłem ślinę i przetarłem oczy. Czy naprawdę już nic do niego nie czuję?  Zresztą, czemu miała by kłamać? Gapiłem się na nią i nie wiedziałem co powiedzieć.  Chciałem się do niej przysunąć, ale po co? Tyle, że każda chwila tej ciszy jest udręką.  Usłyszałem jak dziewczyna wzdycha. Odwróciła głowę i spojrzała na piasek pod swoimi nogami.
-Daniel?  - Zaczęła. Uniosła wzrok – czy ty czujesz coś do mnie? – Zapytała. Zbliżyłem się tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Spojrzałem  w jej śliczne oczy.
-Właśnie o to mi chodziło – Szepnąłem.  Dłonią dotknąłem jej ciepłego policzka, po czym ponownie dziś musnąłem jej wargi. Tym razem odwzajemniła. Było to tylko kilka delikatnych muśnięć, ale poczułem jak rozgrzało mnie od środka. Miałem właśnie zadać jej pytanie, kiedy zagrzmiało. Spojrzeliśmy równocześnie w górę. Na twarzy dziewczyny malował się niepokój.  Chwyciłem ją za rękę i pobiegliśmy w stronę wydeptanej ścieżki prowadzącej przez las.
-Wiesz co? – Usłyszałem jaj głos – podobno nie powinno się przebywać wśród drzew, podczas burzy.
-Jak się pospieszymy to nic się nie stanie – Odpowiedziałem i przyspieszyliśmy kroku. Gdy po parunastu minutach wydostaliśmy się wreszcie z zarośli zaczął padać deszcz.. Grzmoty i rozbłyski zanikły.. Staliśmy przez chwilę na chodniku obok starego przystanku autobusowego. Poszliśmy wzdłuż chodnika, ciągle trzymałem jej rękę.  Dobrze znałem tę drogę, w dzieciństwie przychodziłem tu , gdy ta plaża jeszcze funkcjonowała i moja mama żyła. To nie przyjemna historia. Szliśmy nadal szybko, aby zmoknąć jak najmniej.  Chociaż i tak byliśmy już cali przemoczeni. Jedyny dźwięk stanowił deszcz. Jej dom był nieco bliżej niż mój, więc dotarliśmy tam wcześniej. Stanęliśmy przed furtką do jej domu.
-Em, dzięki za odprowadzenie – Powiedziała jakby skrępowana i musnęła mój policzek.   Poszła w stronę drzwi, a ja stałem jak wryty. Odwróciła się przy drzwiach w moją stronę i z uśmiechem pomachała mi. Potrząsłem głową i ruszyłem do domu.  Trzymałem dłoń na policzku. I co teraz? Muszę ją zapytać! Zapytać, czy będzie moją dziewczyną. Znam już smak jej ust, ale chcę go jeszcze więcej. Chcę móc ją całować, dotykać jej cudownego ciała, czuć jej zapach. I chciałbym jeszcze móc powiedzieć jej, że ją kocham.
*Alexandra*
 Cicho weszłam do swojego pokoju. I tym razem zjechałam po drzwiach tyle, że tym razem z rozkoszy. Jego usta, dotyk przez który dostawałam dreszczy. Przeszywające ciepłe spojrzenie jego ciemnych jak gorzka czekolada oczu. Gdy zagrzmiało bałam się, że to archaniołowie, ale na szczęście to tylko burza. Mój wzrok padł na zegarek elektroniczny: 4:38 PM. Zaraza będzie świtać. Cicho przebrałam się w suche ubrania, wytarłam mokre włosy ręcznikiem i położyłam się w łóżku na drzemkę.
 Śpię, śpię i nadal śpię. Zaraz. Jednak nie, ja już nie śpię. Spojrzałam na zegarek na półce.  1: 58PM. Przespałam cały ranek? Ech no cóż, po całej nieprzespanej nocy należy mi się to.  Mimo woli dotknęłam dłonią warg. Ciepły dreszcz przeszył moje ciało.  Daniel.  Nie chętnie wygramoliłam się z łóżka. Szybko pościeliłam łóżko . Weszłam do łazienki, aby trochę się odświeżyć.   Szybko zrobiłam to co powinnam i wyszłam. Zeszłam cicho na dół.  Wszyscy siedzieli wgapieni w telewizor.  Wślizgnęłam się do kuchni i wyjęłam z lodówki jakiś sok i jogurt. Z takim ekwipunkiem wróciłam do pokoju, wszyscy byli tak zapatrzeni w telewizje, że mnie nie zauważyli. W pokoju szybko wszystko skonsumowałam i od razu przybyło mi ochoty na życie.  Weszłam do studia.  Czułam się taka zarazem szczęśliwa i przestraszona. Wybrałam na specjalnym urządzeniu soundtrack i ruszyłam do zamkniętego pomieszczenia. Ustawiłam sobie mikrofon i pilotem wcisnęłam play. W słuchawkach na moich uszach zaczęła lecieć melodia.
We're not strong enough to bend
We're not strong enough to say we can forgive
We're not brave enough to fall
Oh, and we're not big enough to risk it all  
Słowa płynęły mi same z ust niczym deszcz padający z obłoków. Zamknęłam oczy rozkoszując się dźwiękiem płynnej melodii.
But love is, love is
It's always been, it always will be
We may not be perfect
But love is.
We can't resist another fling
We're not able to live above the bling.

Cała piosenka, była niemalże odzwierciedleniem moich odczuć.
But love is, love is
It's always been, it always will be
We may not be perfect
But love is

We may not be ready
Anywhere close to a start
But wherever we are

Love is
It's always been, it always will be
I may not be perfect
But love is

Hey, love is
Love is.*

Melodia się skończyła, a ja powoli zdjęłam słuchawki i zawiesiłam je na mikrofonie…          

2 komentarze:

  1. Nominuję Cię do Libster Blog Award ---> kooniecrzeczywistosci.blogspot.com .

    OdpowiedzUsuń