Tak z okazji Świąt Bożego Narodzenia pragnę życzyć Wam wszystkim: Ciepłych, miłych i pogodnych Świąt w gronie rodziny i przyjaciół. Abyście jak najlepiej spędzili ten cudowny czas i nie zatracali się w codzienności.
Buziaki Alexis S. :>
wtorek, 24 grudnia 2013
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Rozdział 13 "To boli, ale taka prawda"
Okej, zanim wrzucę rozdział ważna informacja. Następny rozdział wrzucę, gdy pojawią się co najmniej 3 komentarze! CO NAJMNIEJ! Na prawdę mi zależy na komentarzach, a dla was to nie trudna rzecz. Jedno słowo mi wystarczy!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Alexandra*
Nie odwróciłam się.
Schyliłam spojrzenie i zmrużyłam oczy. Czułam się jak Mufasa z Króla Lwa,
kiedy uratował Simbę i Nalę, przed
hienami. Ciało demona zmieniło się w proch, który rozwiał wiatr. Oboje stali
przerażeni.
-Doskonale wiecie, że przywoływanie Cieni informuje demony o
miejscu naszego pobytu – Powiedziałam cicho, ale stanowczo. Oboje cicho się
jąkali. Taki był nasz los. Nas przyzywało ludzkie nieszczęście, a ich? Ich
własne wytwory. W końcu Cienie są stworzeniami Piekieł.
-Idziemy – Powiedziałam stanowczo po czym ruszyliśmy w
stronę domu. Oboje szli za mną ze spuszczonymi głowami. Nie wiedziałam po co, ale wiedziałam że
przyzwą Cień. Jednak zapomnieli chyba o demonach. Doszliśmy do domu, a ja od
razu ruszyłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i jęknęłam głośno. Otrzepałam się i poszłam do łazienki. Obmyłam
swoje ciało letnią wodą. Wyszłam z
kabiny i przebrałam się w piżamę. Od
razu rzuciłam się na łóżko. Zabijanie demonów, jest takie męczące.
Tydzień później…
Rano obudził mnie
skrzek budzika. Wyłączyłam go zaciśniętą pięścią. Położyłam się na plecach. Rozmyślając o
sytuacji z przed kilku dni. O tym po co Diana i David przywołali Cień, ale
również o tym co powiedział tamten demon.
Dayamon, ta znam tego kolesia. Wyjątkowo opryskliwy typ, zawsze idzie
swoimi ścieżkami i działa po swojemu. Niby jest po „Ciemnej stronie mocy” , ale
tamtejszego Szefostwa się nie ima. Ale
co tam jeden głupi, zarozumiały demon w porównaniu z całą armią jaka szykuje się
w czeluściach 7 kręgów Piekieł. Ale
najbardziej męczyły mnie myśli dotyczące jednego człowieka. Rany, zaczynam czuć się jak w melancholijnej
telenoweli. Powinnam chyba zacząć scenariusz na temat swojego życia. Spojrzałam na elektroniczny budzik. Była
10:30. Naprawdę tak wcześnie? Dobra czas się zbie…
Poczułam
charakterystyczne mrowienie, a włoski na rękach stanęły mi dęba. Ktoś umiera! Jakieś dziecko któremu jestem
zmuszona pomóc przejść na drugą stronę.
Zerwałam się z łóżka.
Stanęłam na środku pokoju i napięłam plecy. Z ich wnętrza wyłoniły się moje
dwumetrowe, kruczoczarne skrzydła. Moje ciało oświetliła srebrzysta poświata.
Mimo, że nie mogłam ich zobaczyć wiedziałam, że moje błękitne oczy zmieniły się.
Ich barwa zbladła i zmieniła się w niemal śnieżno białe. Na ich tle wyróżniały
się me czarne źrenice. Wszystko to trwało ułamek sekundy, a chwile później już
byłam w drodze ku umierającemu. Cóż inaczej wyglądam gdy po prostu rozwinę
skrzydła, inaczej gdy zmieniam się w anioła.
Dosłownie kilka
sekund później byłam już na miejscu. Szpital Santa Maria w San Diego. Na łóżku
leżał mały umierający chłopiec około pięcioletni. Gdy wylądowałam moje oczy wróciły do
normalnego koloru, a świetlista poświata nieco przygasła.
Wokół tłoczyli się lekarze, próbujący uratować chłopca. Oni
mnie nie mogli zobaczyć. W postaci anielskiej jestem nieistniejącym niebytem.
Mogą mnie zobaczyć jedynie umierający, inni nieśmiertelni oraz… osoby, które
chcę aby mnie zobaczyły. Jednak ten młodzieniec był nieprzytomny. Dotknęłam jego mokrego czoła. Czułam jak
jego drobna duszyczka chce ulecieć z ciała. Zamknęłam oczy, aby skupić się na
przejściu.
-Nie Stevie nie! – Usłyszałam rozpaczliwe nawoływania
kobiety, zapewne matki chłopczyka, która wpadła do pomieszczenia jak opętana.
-Proszę stąd wyjść, wstęp tylko dla lekarzy – Jeden z
lekarzy próbował ją wyprowadzić.
-Ale to mój syn! – Krzyczała zapłakana.
-Robimy co możemy, aby go uratować ale pani nam w tym nie
pomaga!
Dyńńń… charakterystyczny dźwięk rozległ się w Sali.
Przeniosłam w tym zamieszaniu (z niejaką trudnością) jego duszę.
-Nie! – Wrzasnęła kobieta i rzuciła się ku łóżku nieżyjącego
już chłopca. Tym razem lekarze jej nie powstrzymywali. To był koniec. Zaczęła
płakać, a mi przed oczami stanęła wizja, nie wspomnienie. Nie! Nie wiem ,co to
było moje życie.
Był człowiek, nie
widziałam jego, albo jej twarzy. Wpadł gwałtownie do pokoju i zatrzasnął mocno
drzwi. Wyglądał jakby dopiero wrócił, z…
kąś. Stał przez chwilę nie ruchomo z wiszącymi bezwładnie wzdłuż ciała rękoma.
Zaczął łkać. Po kilku sekundach rzucił się na łóżko i zaczął płakać. Ten ktoś wił się na łóżku, a jego płacz był
bardzo załamany i zbolały. Widać było, że cierpi i to bardzo. Mówił coś, klął
ale nie słyszałam dokładnie. Miał zdeformowany głos.
Wróciłam do
rzeczywistości. Nie wiem co się stało, ile czasu minęło. Sala była pusta.
Wyleciała i wróciłam do Los Angeles.
W pokoju spojrzałam
na zegarek, dochodziła 1 po południu. Cóż,
„zabijanie” to chłonąca czas praca. Spojrzałam na telefon, żadnych
wiadomości, żadnych nie odebranych. Przygryzłam dolną wargę. Dora muszę przyznać, że ta cisza mnie dobijać
zaczyna. Logiczne, że żadne z nas nie chce zrobić pierwszego kroku, bo się boimy
ale to robi się frapujące. Ta cisza, między mną, a Danielem. Czasem żałuję, że nie mogę być śmiertelna,
wtedy rzuciła bym się z mostu….
-Ja się do tego debila nie odzywam! – Krzyknął Seba wbijając
mi do pokoju. Uniosłam brwi.
-Ten twój były zaczyna mnie dobijać! – Mówił wkurzony. Serce
mi na moment zadrżało. Były. Przez Daniela, zapomniałam o tym że kiedyś coś z
Kryst… to znaczy z Chase’m coś mnie łączyło.
-Co jest?
-Ciągle wbija mi do pokoju i w nim buszuje – Usiadł założonymi rękami, wymacując na pościeli mój
telefon. Tak tylko Chase, tak robi.
-Co za ironia losu – Burknęłam pod nosem – okej mam użyć
mojej genialnej perswazji, czy też mocy moich pięści. Sebasthian udał, że się
zastanawia, choć doskonale wiedziałam co wybierze.
-Pięści – Powiedział po chwili. Wyszczerzyłam znacząco ząbki. Sebasthian wylazł, wreszcie z pokoju, gdy
obiecałam mu że wieczorem zrobimy Chase’owi
„podstawkę”. Polega to na tym ,że jedna osoba zagaduje „ofiarę”, zaś
druga skrycie ustawia się za nią na czworaka. W odpowiednim momencie „zagadalec” popycha ofiarę, która wywraca się
i potyka o „podstawkę”. Tak w gimnazjum co dzień prawie robiliśmy podstawki.
Ach, jak ja za tym tęsknie.
Południe zleciało
szybko, widziałam że Sebuś był bardzo podjadany zasadzką na Chase’a. Sama się
na nim trochę zemszczę, za to że mnie tak wkurza. Daniel nadal nie dawał o
sobie znaku życia. Why?! Jednak ta
wieczorna scena się zakończyła się tak jak się tego spodziewaliśmy. Po kolacji,
David który był również wkurzany przez Chase’a ,więc wziął udział w
planie. Zmieniłam się w niewidzialną (co
było moją mocą) i, gdy Dave zagadywał intendenta, ja zakradłam się cicho za
jego plecy i ustawiłam się na czworaka.
W odpowiednim momencie, nagle, David popchnął naszą ofiarę, która
wylądowała plecami na mnie i przewrócił się przeze mnie. Zaczęliśmy się
śmiać. Wróciłam do normalności, a
Sebasthian który to wszystko nagrywał wyszedł ukrycia. Diana i Lena, które jak się okazało stały za
drzwiami i były świadkami całej sytuacji, również zaczęły się śmiać i weszły do
kuchni w której to wszystko się działo. Otoczyliśmy go ze wszystkich stron. Gracjan, który
patrzył na to wszystko wprost niemalże tarzał się na podłodze. Jako pierwsza
przestałam się śmiać, gdy zauważyłam minę chłopaka. Wyglądał jakby się miał
rozpłakać. Wybiegł z kuchni i wszyscy umilkliśmy. Spojrzeliśmy po sobie, w
ogóle nie zorientowani o co mu chodzi.
*Chase*
Czemu ja?! Dlaczego
stałem się ich ofiarą, obiektem ich drwin? Odkąd się tu pojawiłem tylko
wszystkich wkurzam, a oni odpłacają się mi rzeczami o wiele gorszymi. Jak mogli
użyć „podstawki” przeciw mnie?! Ja to zacząłem, gdy byliśmy jeszcze w
gimnazjum! Zacząłem żałować, że się tu pojawiłem. Rzuciłem się na łóżko. I po
co sobie w ogóle robiłem nadzieję? Ona już nie jest taka sama, nie tylko z
wyglądu, ale i z zachowania. A poza tym już kocha kogoś innego. Tego blondasa:
Daniela. Co on ma takiego, czego ja nie mam? Czym on się wyróżnia. Widziałem go jest
zwykłym człowiekiem, więc dlaczego on?! Zamknąłem
mocno oczy, próbując zatrzymać natłok łez. Miałem deja vu.
*Alexandra*
Chyba trochę
przegięliśmy, ale z drugiej strony zasłużył sobie na to. Ale żal mi się go
zrobiło. Wiedzieliśmy, że nie ma sensu
do niego teraz wbija, więc w nieco zdołowanych nastrojach powróciliśmy do
swoich pokoi. Będąc u siebie zamknęłam
się. Położyłam się na łóżku zdołowana. Zamknęłam oczy.
Okej Chase był
wkurzający, ale w sumie nie musieliśmy się na nim odgrywać jego własną bronią.
To znaczy nie robił „podstawek”, ale kiedyś w gimnazjum jeszcze ,tak. On to
zaczął. Usiadłam wyprostowana na łóżku, skrzyżowałam nogi i biorąc gitarę
akustyczną ze stojaka obok łóżka zaczęłam sobie coś brzdąkać i nucić pod nosem. Wtedy nie wiedziałam, że koniec tej piosenki
zmieni całe moje doczesne (nowe) życie. Życie Alexandry Scever. Po skończeniu
piosenki już chciałam odłożyć gitarę,
kiedy poczułam czyjeś dłonie dotykające gryfu w tym samym miejscu, w którym
znajdowały się moje palce…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zdaje sobie sprawę, że rozdział jest dość krótki, ale weny nie ma, a nie chcę zakańczać tego opowiadania. Jeśli ktoś chce kolejny rozdział. Warunek na górze!
Subskrybuj:
Posty (Atom)